Jak COLWAY zdobył unikalne klejnoty?
Moissanit – cudowny i doprawdy niewiele ustępujący diamentom klejnot – nie podbił dotąd świata biżuterii z powodu zbiegu kilku, niekorzystnych okoliczności. Jako kamień naturalny, w żaden sposób nie mógł, gdyż szanse znalezienia takich moissanitów (wyłącznie w resztkach meteorytów, jakie spadły na Ziemię lub kominach kimberlitowych) są jak 1:1.000.000 w stosunku do częstotliwości znajdowania diamentów.
W przeciwieństwie jednak do diamentów, których formy syntezowane ciągle jeszcze nie dościgają wzorca naturalnego – proces krystalizacji węglika krzemu daje efekty w niczym nie gorsze od tworów Natury. Czytaj więcej
Ale… naturalne moissanity powstają w kosmosie. Rodzą się w nim nieustannie i to nawet tu i teraz, rozumiejąc przez „tu” Układ Słoneczny, a „teraz” odwiedzające nas niezwykle rzadkie niestety komety i meteoryty, których powierzchniowe warstwy rozgrzewają się w atmosferze do 2500 C⁰ i więcej. Gdyby tak silnie rozgrzane ciała niebieskie o strukturze beztlenowej spadały na Ziemię częściej, to wszystkie byłyby bardzo poszukiwanym znaleziskiem – skonkludowali amerykańscy uczeni badający moissanity z meteorytów w Diabelskim Kanionie (Canyon Diablo) – gdyż zawierałyby złoża pięknych klejnotów o twardości niemal diamentu i o wielu cechach go przewyższających. Znalezione meteoryty z moissanitami są niezwykle rzadkie, gdyż wymagają spełnienia unikalnych w kosmosie warunków. Muszą zawierać krzem i węgiel, niezbędne do syntezy oraz dużo metali (np. żelazo, nikiel) aby tarcie atmosfery rozpaliło je do ponad 2500 C⁰. Przy czym jeszcze krzem i węgiel znajdować się muszą na tyle blisko powierzchni komety, by temperatury tej doznać, a na tyle daleko, by nie wejść w kontakt z tlenem atmosferycznym. Prawdopodobnie spełniających takie warunki ciał niebieskich wchodzi w atmosferę ziemską kilkadziesiąt rocznie, z czego niemal wszystkie ulegają całkowitemu spaleniu lub wpadają do oceanów. Zjawisko jednak ma miejsce, czego dowodzą znaleziska w Arizonie.
Rodzą one też niezwykłą konkluzję. O ile proces przemysłowego syntezowania diamentów trwa zazwyczaj kilkadziesiąt godzin, co nie budzi szacunku w porównaniu z setkami milionów lat,jakich wymagało powstanie diamentów w naturze to wytworzenie syntetycznego moissanitu może być nawet dłuższe w czasie, niż przelot meteoru przez atmosferę ziemską! Mając na uwadze, że wszystkie inne cechy moissanitów syntezowanych nie odbiegają w żadnym chemicznym ani fizycznym detalu od ich kosmicznego wzorca, mamy prawdopodobnie do czynienia z fenomenem: moissanity są pierwszymi kamieniami szlachetnymi, których postać syntezowana wytrzymuje wszystkie absolutnie porównania ze swoim naturalnym, a do tego pochodzącym z innych światów pierwowzoremi! Ludzie, którzy je tworzą, dokonali czegoś znacznie większego niż ci, którzy opanowali proces syntezy diamentu!
Mieliśmy w COLWAY niezwykły zaszczyt poznać osobiście tych ludzi, którzy tego fenomenu dokonują! Najbardziej urzekli nas tym, że jako pierwsi na świecie nie tylko doścignęli kompetencje przyrody nieożywionej, lecz je dystansują. Namacalnym tego dowodem są cudowne niebieskie kamienie w brylantowym szlifie oraz urodzie najrzadszych i najdroższych klejnotów świata: naturalnie niebieskich diamentów!
Takich moissanitów dotąd nie znaleziono. Niebieskie cudeńka, których twardości, dyspersji i połyskowi nie dorównują na pewno żadne klejnoty o zbliżonych barwach: szafiry, topazy, akwamaryny, tanzanity, spinele, lazuryty, larimary czy cyjanity – musiał stworzyć człowiek.
Szukajcie ich! Są zatapiane w masie Kremu Niebieski Diament.
Z punktu widzenia gemmologów i szlifierzy kamieni szlachetnych – moissanity są nawet lepsze od diamentów. Wytwarzane od już blisko 30 lat, syntetyczne moissanity mają 100% wspaniałych cech swoich archetypów – przybyszów z Kosmosu plus wszystkie te, jakich nabywcy ekskluzywnej biżuterii oczekują od kamieni jubilerskich. Najlepiej obrazuje to zjawisko powszechne w latach 90-tych, kiedy właśnie na rynku pojawiły się moissanity i wywołały w branży jubilerskiej panikę, gdyż gemmolodzy nie mieli jeszcze wiedzy i przyrządów by odróżniać je od diamentów. Po dziś dzień dziesiątki tysięcy właścicieli certyfikowanych brylantów nie wie, iż są to moissanity.
Te niezwykłe kamienie posiadały więc wszystkie atrybuty, by podbić rynek biżuterii, lecz … wpadły w pułapki ludzkiej chciwości.
Jako pierwsza do ideału technologicznego w procesie syntezy węglików krzemu zbliżyła się amerykańska firma Cree Research Inc, która natychmiast w 1991 roku zabezpieczyła swoją metodę patentem. Wyłączności na zakup najlepszych w tamtym czasie monokryształów udzieliła firmie Charles & Clovard z Północnej Karoliny, ta z kolei sprzedała wyłączność na wytwarzanie wszelkiej biżuterii z chronionymi patentem moissanitami firmie K&G z Florydy, która udzieliła wyłączności na jej promocję księżniczce Yorku Sarah Ferguson.
Był to dobry plan biznesowy, wzorowany na strategiach koncernów kontrolujących rynek diamentów. Jednakże wyżej wymienione towarzystwo okazało się za słabe w zderzeniu z diamentowym lobby, na czym najbardziej przegrały moissanity.
Rodzina kryształów „węglika krzemu” liczy ponad 200 członków więc w laboratoriach pasjonatów powstawały kolejne, także lepsze jeszcze od kamieni Charlsa & Clovarda moissanity, które jednak nie mogły ukazywać się na rynku przez wzgląd na ochronę patentową.
Kiedy ta ostatnia wygasła wreszcie w 2016 roku, to lobby diamentowe zdążyło już zrobić swoje, czyli nie pozwoliło moissanitom pod rządami nieskutecznego marketingowo monopolu się przebić. Kto dziś szuka informacji o moissanitach w internecie, ten pierwsze co przeczyta, to artykuły nieuczciwie stygmatyzujące je jako imitacje diamentów. Napotka też na liczne kłamstwa z największym na czele: informacją, jakoby moissanity nie miały swojego wzorca w naturze.
Wiele lat dezinformacji zepsuło cenę tych klejnotów obiektywnie wartościowszych od np. szafirów czy szmaragdów na długo.